niedziela, 19 lipca 2015

UPAŁ.

Taki upał jak tu, który powoduje u mnie kompletne zatrzymanie akcji życiowych, w Lizbonie wyglądał zupełnie inaczej i zupełnie inne reakcje wywoływał. Tutaj nie robię nic. Mogłabym - przecież nie mam żadnych robót, które kolidowałyby z moją ewentualną robotą, ale czuję niemoc, która każe mi nawet nie obejrzeć filmu, bo to wymaga za dużo energii, i po przeczytaniu rozdziału ucinać sobie drzemkę. 
Taka pogoda jednak przypomina mi Portugalię, z tym, że tam takie temperatury trwają niezmiennie trzy miesiące - u nas parę dni w skali roku, i na koniec prawie zawsze wieczorem leje deszcz, tak jakby pogoda nie mogła wytrzymać tego napięcia. Niepewność, która każe Oldze codziennie rano sprawdzać pogodę i być może wieczorem weźmiecie zapasowy sweter - w Portugalii nie musiałam ani razu nawet założyć długich spodni przez całe lato. 

Upał zaczynał się już rano, wchodził przez okno nawet i przed świtem i bardziej niż hałas z dwupasmówki pod kamienicą nie pozwalał mi spać. 
Wychodziłam na zalaną słońcem ulicę i biały, wyślizgany chodnik, pełen wybojów i brakujących kostek. W Lizbonie chodniki wszędzie są wyłożone białą kostką brukową, a w centrum dodatkowo mają ułożone czarne geometryczne wzory. 
Okulary przeciwsłoneczne były moim najważniejszym elementem stroju i kiedy w przedszkolu zabronili mi je nosić (wymagania stroju przedszkolanki), to prawie oślepłam, bo słońce raziło jak patrzenie prosto w spawanie i nawet w cieniu i w pomieszczeniach przestawałam widzieć. Słońce jednak dawało wszystkiemu inny kolor, wszystko w takim portugalskim słońcu miało inny odcień, bardziej wyrazisty, a zwłaszcza niebieski - w słońcu wyglądał o parę tonów głębszy. Niebo miało chabrowy kolor jak w ciepłych krajach. Białe chodniki też odbijały światło i błyszczały. Zdjęcia wychodzą lekko wyblakłe  i przymglone od takiego nadmiaru światła; tak naprawdę kolory są oszałamiające.  

Szłam więc do pracy zawsze tym białym chodnikiem Avenida Almirante Gago Coutinho, człowieka, który pierwszy na świecie przeleciał nad Atlantykiem. Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek sprzątał te ulice, bo przez okres trzech miesięcy układ odpadów na chodniku się nie zmienił, i zawsze przechodziłam koło jednego papierka, który nigdy nie zmienił położenia. Był zameldowany na Avenida Gago Coutinho. 

W przedszkolu słońce parzyło, powietrze wibrowało, wypijałam siedem butelek wody dziennie i oddawałam je przez skórę, stopy w trampkach mi się gotowały i dłonie puchły. 

W taki upał myśli się mniej i wolniej i działa się wolniej. Nigdzie się nie spieszysz. Zaraz po pracy leżysz przez pół godziny w wielkiej wannie pełnej chłodnej wody i myślisz o tym, że jak wyjdziesz i będziesz miał(a) wilgotną skórę, to nie wiadomo, czy z kąpieli, czy już od potu. 

Japonki szurają o wyślizganą kostkę brukową i tak śmiesznie piszczą pocierane przez stopę - wszystko przez upał. Droga do sklepu zajmuje kolejne pół godziny. Trwałaby krócej, ale japonki ślizgają się na wypolerowanym chodniku, jak jest pod górkę, to stopy wyjeżdżają mi tyłem z klapek, a poza tym to się nie spieszę. Codziennie kupuję sobie melona - chłopca lub dziewczynkę - (po portugalsku i w Portugalii są dwa rodzaje melonów, meloa i melão, i mają dwa różne kształty - okrągły lub piłka do rugby). 
Siadam z melonem na balkonie, wywalam nogi na balustradę i zjadam mojego melona łyżeczką. Jak mi coś zostanie, to wkładam do lodówki, żeby mieć jakiś element chłodu w życiu.






 Alegoria miłości i odpowiedniego dla niej miejsca?

 Kościół bez dachu (Igreja do Carmo) , pamiątka po trzęsieniu ziemi z 1755
 Pamiątka odwiedzin z pamiątki po trzęsieniu ziemi. Takie lusterko sobie stało w dziwnym placo-parku, w jaki przeobraził się kościół bez dachu
 Meloa przed
 I po
 Biały chodnik
 Jadę bimbą...
 a tam wąż na schodach myje nogi.
 najlepsze miejsce ever na wieczorny soczek w wyborowym towarzystwie

 Tradycyjna bimba i jej mieszkańcy
Portret Elvisa na kostce brukowej, użyte przez artystę materiały: brudna guma do żucia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz