poniedziałek, 6 stycznia 2014

Wan mówi, że mam założyć bloga, więc piszę, bo jestem posłuszną dziewczyną. To nie jest jedyny powód; mam mnóstwo nauki (por ejemplo przeczytać taką jedną długą filozoficzną  książkę  po angielsku i zrobić do niej prezentację na trzy godziny, na za dwa dni) więc oczywiście robię wszystko, żeby to odwlec a co nie wymaga zejścia z krzesła, więc mycie garów odpada. 
Inny powód jest taki, że brak mi praktyki mówienia po polsku!! jak gadałam z Wanem bez przerwy ostatnimi czasy to łapałam się na tym, że robię jakieś durne błędy, za które zawsze wyśmiewałam ludzi, a które brzmią jak z kabaretu . Żal po prostu; zwyczajnie się zapomina. Nie jestem teraz zaawansowana w żadnym języku, a w polskim, skoro bierzemy pod uwagę stopień jego skomplikowania, to chyba można mnie określić słowem beginner xD Jesus, dobrze, że ojczyzny się nie traci przez zapominanie języka, bo bym autentycznie była jakimś tułaczem bez domu. I bez ziemi. 

A zatem tak. Chyba wszyscy podczas zakładania bloga wyjaśniają, jaki ma być jego cel i założenie, bo bez tego urzędnicy nie zaakceptują w internetach i nie przejdzie. Tak trzeba. Celem mojego bloga, tedy, będzie opisywanie moich zajebistych podróży. W tym słowie zawiera się wszystko: pomysły, miejsca, ludzie, których poznałam, a w tym słowie (ludzie) zawiera się jeszcze więcej: ich przygody, ich miejsca, ludzie których oni poznali... i te de. Mam bardzo krótką pamięć, a Wana rozwalają moje opowieści, tak że jestem bardzo miła i dzielę się nimi od dziś w eterze (o ile są cenzuralne; pamiętajmy o tym, że moja mama też może to przeczytać!) I tak tu mamy upolowane dwa gołębie na dachu: i ja nie zapomnę, i Wan się pośmieje, i poćwiczę pisanie po polsku (wymowy chyba tak łatwo nie zapomina, vedad?) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz